Dzień dobry!
Dzisiaj chcielibyśmy zabrać Was w bardzo smakowitą podróż... podróż na Lubelszczyznę (chociaż tak właściwie to było pogranicze Lubelszczyzny) :-).
Kiedy otworzyliśmy maila i
zobaczyliśmy na co zostaliśmy zaproszeni od razu wiedzieliśmy, że
to będzie świetna przygoda.
Wyjazd w ramach kampanii Trzy Znaki
Smaku na Lubelszczyznę był niezapomniany. Były to dwa dni pełne
przygód (na przykład kilkukrotnego gubienia drogi przez naszego Pana kierowcę :-) ), dobrego jedzenia, miłego towarzystwa i poznawania ludzi z
ogromną pasją do tego co robią.
Zbiórka na wyjazd była o godzinie
8.00 w Warszawie. Wszyscy punktualnie czekali na spoźniającego się
Grzesia Łapanowskiego. Wyjazd bez niego nie mógłby się odbyć,
gdyż to właśnie on na temat Trzech Znaków Smaku wie chyba
najwięcej, a na pewno próbował wszystkich produktów z
oznaczeniami.
Czym są Trzy Znaki Smaku? Są to
oznaczenia europejskie które chronią, promują, a przede wszystkim
wyróżniają produkty regionalne i tradycyjne. Zaliczane do nich
oznaczenia to:
Chroniona nazwa pochodzenia (ChNP)
Chronione oznaczenie geograficzne
(ChOG)
Gwarantowana tradycyjna specjalność
(GTS)
Więcej o tych oznaczeniach
przeczytacie na stronie www.trzyznakismaku.pl.
Kiedy za Sandomierzem skręciliśmy w
wąską dróżkę prowadzącą do serca Wrzaw ku naszym oczom ukazały
się długie pola fasoli wrzawskiej (ChNP)- czyli fasoli „piękny Jaś”
uprawianej w widłach Wisły i Sanu. W sercu Wrzaw (w Domu Kultury
Wrzawy) zostaliśmy zaproszeni na poczęstunek dań lokalnej kuchni -
najwymyślniejszymi potrawami z tej fasoli.
Na stołach pojawiła się
fasolka po wrzawsku, dwa pasztety, ziemniaki nadziewane fasolą oraz
sałatka. Potraw było tak dużo, że stoły zaczęły się pod nimi
uginać :-). Trzeba przyznać, że wrzawianie umieją dobrze ugościć.
Nie zabrakło też bimbru z fasoli - oczywiście na
lepsze trawienie :-) (byliśmy na godzinę przed planowanym lunchem, więc fasola musiała się nam "ułożyć" w brzuszkach).
W ramach popoczęstunkowego ruchu wybraliśmy się na pole uprawne
fasoli. W cieniu sadu pan Wacław opowiadał nam dlaczego ta fasola
jest tak wyjątkowa i co ją wyróżnia od innych jaśków. Z
nieukrytym żalem wspominał, że fasola wrzawska (ChNP) jeszcze się
słabo się sprzedaje. Mamy nadzieję Drodzy czytelnicy, że ta
sytuacja się zmieni w tym roku, bo fasoli będzie dużo, a w smaku
naprawdę jest wyjątkowa. Ma cienką skórkę i delikatne wnętrze,
nie jest tak bardzo mączna jak inne fasole. Warto jej spróbować i
zaprosić ją do swojej kuchni na stałe. Opuszczając Wrzawy
natrafiliśmy na bramę weselną. Ludzie na wsi dalej się w to bawią
i naprawdę mają fantazję, by zrobić ją z traktora i zbieraczki
do ziemniaków. Dobrze że nie wzięli nas za gości weselnych, bo
zdziwili by się, że zamiast flaszki wręczamy im fasolę wrzawską,
którą otrzymaliśmy od gospodarzy. Po co przywozić drzewo do lasu?
:-)
Pełni wrażeń pojechaliśmy na obiad.
W Sandomierzu przed naszymi oczami ukazał się piękny zespół
dworski Hotel Sarmata, to właśnie w tym wyjątkowym otoczeniu
dworskich zabudowań z 1861 roku mieliśmy zjeść obiad. Nie
powiem... kuchnia w tym miejscu nas dość zaskoczyła. Warto,
naprawdę warto jadać w restauracjach. Takich które serwują
kuchnię polską. Warto czasem zobaczyć jak kuchnia polska nie
powinna wyglądać. Jak w sezonie potrawy zabija się dodając
do nich mrożone warzywa lub sos pachnący torebką. Ach... rozumiem
już takie programy gdzie przeprowadza się zmiany w kuchni - to jest robione dla naszego dobra i zdrowia. Zabawnie też było patrzeć
na naszych towarzyszy – zarówno doświadczonych szefów kuchni jak
i blogerów, którzy nie jadają byle czego i trochę wybrzydzali
:-). A warkocz z poniższego zdjęcia towarzyszył nam w żartach do
końca wyjazdu.
Zupa chrzanowa z placuszkami
ziemniaczanymi i bekonem – za oknem upał, my już trochę
zmęczeni, a tu przed naszym nosem pojawia się wielki talerz z
gorącą zupą, żyć nie umierać :-). Chociaż zupa była nawet
smaczna, jednak wolę nie wiedzieć czy i ile ulepszaczy zostało do
niej dodanych.
Przysmak Radziwiłła z drobiu i
polędwicy wieprzowej przyrządzony z pikantnymi ziemniaczkami podany z gotowanymi
warzywami – nie jestem do końca pewna czy to było dokładnie to
danie, jednak opis odpowiada trochę temu co jest na zdjęciu. Czy to
był faktycznie „przysmak”? Mięso suche, doprawione sosem
prawdopodobnie z torebki, mrożone warzywa... jeśli będziecie w tej
okolicy nie decydujcie się na to danie. Na deser już nie zostaliśmy
z braku czasu, może to i lepiej :-).
Po tym "czymś" udaliśmy się do zamku w Janowcu.
Na dziedzińcu kucharze przygotowywali dla nas kolację. Mieli oni do dyspozycji prawie wszystkie produkty spośród 36 produktów oznaczonych europejskimi znakami jakości, przy poszczególnych daniach możecie zobaczyć jakie składniki zostały do nich użyte. Oczywiście my nie przyglądaliśmy się temu biernie, tylko założyliśmy fartuchy i czynnie pomagaliśmy. W końcu gotujemy z pasją :-).
Poniżej znajdziecie menu tej kolacji, jak również nasze wrażenia smakowe. Czy jedliście kiedyś kolację w takich okolicznościach? Noc i ruiny zamku? To było bardzo wyjątkowe przeżycie nie tylko z powodu poniższych potraw. Zamek był wciąż dostępny do zwiedzania, wystarczyło wejść na najwyższe piętro, aby zobaczyć niebo pełne gwiazd, było nawet widać Drogę Mleczną... ale wróćmy do samej kolacji! :-)
Poniżej znajdziecie menu tej kolacji, jak również nasze wrażenia smakowe. Czy jedliście kiedyś kolację w takich okolicznościach? Noc i ruiny zamku? To było bardzo wyjątkowe przeżycie nie tylko z powodu poniższych potraw. Zamek był wciąż dostępny do zwiedzania, wystarczyło wejść na najwyższe piętro, aby zobaczyć niebo pełne gwiazd, było nawet widać Drogę Mleczną... ale wróćmy do samej kolacji! :-)
Tomasz Hartman - Restauracja Szajnochy 11
Palony chleb prądnicki z olejem rydzowym i chutneyem z wiśni nadwiślanek
Składniki : olej rydzowy GTS, wiśnia nadwiślanka ChNP, chleb prądnicki ChOG, ser koryciński swojski ChOG
Znakomity początek kolacji. Proste nieprzekombinowane danie, inspirowane domowym smażonym chlebem, jak to powiedział Tomasz, autor tego dania. Mateusz pomagał przy przygotowaniu chleba - nasączał go aromatycznym olejem rydzowym (nie jest to olej z grzybów, bo wiele osób ma takie właśnie skojarzenia z tą nazwą, a olej z lnianki).
***
Grzegorz Łapanowski - ambasador kampanii Trzy Znaki Smaku, Łapanowski Grupa Kulinarna
Caprese.pl
Składniki : ser koryciński swojski ChOG, oscypek ChNP, olej rydzowy GTS, młoda fasola wrzawska ChNP
Razem z Mateuszem postanowiliśmy pomóc Grzegorzowi w przygotowaniu tego dania. Ja zajęłam się pesto i serem korycińskim, a Mateusz pomidorami i krojeniem marchewek na mandolinie. Samo danie to wariacja na temat włoskiego caprese - pyszne polskie pomidory, aż 5 odmian i polskie sery - oscypek i koryciński, całość wykończona rustykalnym pesto (miało grudkowatą, nierówną konsystencję, stąd takie skojarzenie autora dania), ostrymi kwiatami nasturcji i młodymi ziarenkami fasoli wrzawskiej. Kolejne miłe dla podniebienia zestawienie smaków.
***
Łukasz Toczek - Restauracja Metamorfoza
Sarna z wiśniami nadwiślankami, słonecznikiem i olejem rydzowym
Składniki : olej rydzowy GTS, wiśnia nadwiślanka ChNP, kiełbasa lisiecka ChOG
Rewelacyjnie wysmażone mięso, do tego słodkie wiśnie czyli klasyczne połączenie dziczyzny z owocami - danie, które bardzo zapadło nam w pamięć. Do tego słonecznik, kurki - poezja! Jedynie kiełbasa lisiecka naszym zdaniem nie pasowała do tego zestawienia, jednak ją również zjedliśmy ze smakiem, a nawet załapaliśmy się na dokładkę :-).
***
Tomasz Trąbski - Restauracja Concordia Taste
Pierś z gołębia z udkiem confit, soczewicą duszoną w konfiturze z wiśni nadwiślanki i kurkami
Składniki: wiśnia nadwiślanka ChNP, suska sechlońska ChOG
Jak dla mnie to był wielki powrót do smaków dzieciństwa - u moich dziadków jadałam gołąbki (tak, gołąbki ptaki, gołąbki w kapuście swoją drogą również) i to danie bardzo przypomniało mi ten zapomniany smak. Gołąbek został podany z doskonale przygotowaną soczewicą (mi to zawsze wychodzi jakaś papka, a nie soczewica na sypko), sosem z wiśni i śliwki oraz z kurkami. Zrównoważony smak, rozpływające się w ustach mięso, kolejne danie, które zostanie bardzo długo w naszej pamięci.
***
Tomek Woźniak - Restauracja Kitchen Restaurant
Polska jagnięcina z jabłkiem i miętą
Składniki : jagnięcina podhalańska ChOG, jabłko łąckie ChOG
Tomek z powodu tego, że często podróżuje postanowił przygotować dość oryginalną kompozycję smakową, jak mówił, sam do końca nie wiedział jak danie będzie wyglądać i nieco improwizował :-). Podał nam jagnięcinę z sosem jabłkowo-miętowym, a samo danie uzupełnił np. sosem sojowym i olejem sezamowym. Trzeba swoją pasję i swoje ulubione smaki przemycać do swoich dań :-).
***
Robert Harna - Warszawska Akademia Kulinarna
Ciasto z fasoli wrzawskiej z żelem z maślanki podane z lodami z wiśni nadwiślanki
Składniki : fasola wrzawska ChNP, wiśnia nadwiślanka ChNP,
Całą kolację oczywiście musiał zwieńczyć deser czyli ciastko czekoladowe przygotowane z fasoli, podane z bezami, żelem maślankowym, lodami z wiśni i kwiatami fasoli. Niestety nie miałam okazji jeść wielu ciast z warzywami czy strączkami - jadłam oczywiście marchewkowe i raz buraczane, były całkiem smaczne, fasolowe też bardzo mi zasmakowało. Mocno czekoladowe, wilgotne, sycące. Zaprezentowane w piękny sposób na ceramicznej płytce.
Powyższe zdjęcia przygotowali Anna i Grzegorz Kołaszewscy na zlecenie Agencji Rynku Rolnego, nam niestety z powodu bardzo kiepskiego oświetlenia nie udało się zrobić reprezentatywnych i zadowalających zdjęć.
Nocleg mieliśmy zapewniony w przepięknym drewnianym Dworku z Moniaków, który widzicie na zdjęciu. Więcej o nim jak i o zamku przeczytacie tutaj http://www.muzeumnadwislanskie.pl/index.php?r=281&l=pl, oba obiekty są dostępne do zwiedzania.
Nasz pokój nosił wdzięczną nazwę "Pokój Pana Tadeusza", obok był między innymi "Pokój Babci Broni". Było dość klimatycznie spać w takim miejscu - zapach drewna, które przy każdym ruchu skrzypiało - zarówno podłoga jak i łóżko :-).
Drugiego dnia po śniadaniu udaliśmy się na południe w poszukiwaniu wiśni nadwiślanki (ChNP).
Wiśnia ta jest lokalnym typem wiśni sokowej. Charakteryzuje się mniejszymi owocami o intensywniejszej barwie, zarówno owoców jak i soku. Tutaj Pan Janusz opowiadał nam historię sięgającą 120 lat uprawy wiśni. Wszystkie czynniki jakie mają wpływ na roślinę (nasłonecznienie, podłoże). Po długiej lekcji udaliśmy się do sadu na zbiory. Nie zbieraliśmy owoców ręcznie (ok, część osób podjadała owoce prosto z drzew :-) ), lecz maszynowo. Jest to dużo szybsza metoda pozwalająca otrzymać w parę minut kilka skrzynek owoców. Bez szypułek czy liści, owoce są gotowe do wyciskania soku lub do przetworzenia (firma Materne skupuje wiśnię nadwiślankę do swoich przetworów, jednak stanowi ona jedynie 60%, w ich konfiturze znajdziecie również inne odmiany wiśni). Kto chciał mógł zabrać ze sobą skrzynkę wiśni. Oczywiście my swoją małą też zabraliśmy ze sobą.
Tak oto wyglądał zbiór wiśni za pomocą kombajnu :-).
Kolejnym punktem wycieczki był obiad. Tym razem w innym miejscu (Hotel Montis) i znów była oczywiście niespodzianka, na szczęście pozytywna! Dania nas zaskoczyły, były bardzo smaczne. Bardzo dobrze wyglądał jak i smakował deser (bardzo przypomniał deser, który sami robiliśmy już bardzo dawno temu tutaj przepis). Słodkie zawsze jest dobre.
Przystawka – jagnięcina z pakietem sałat i sosem malinowym – stopień wysmażenia zabił nieco smak jagnięciny, ale ogólnie przystawka była smaczna.
Zupa rybna z karpia ze świeżym imbirem – jeszcze dzień wcześniej rozmawialiśmy, czemu jadamy karpia tylko na święta, a tu proszę, takie zaskoczenie. Zupa nieco rozgrzewająca (co przy upale nie jest dobrym pomysłem), ale z chęcią sięgnęłabym po nią ponownie w chłodniejszy dzień.
Danie główne – o ile się nie mylę była to wieprzowina, podana z kaszą gryczaną, sosem kurkowym i kalafiorem (świeżym!) Danie całkiem poprawne i bardzo lubiana przeze mnie kasza gryczana, jedyne co można było zarzucić to ogromna porcja, a przed nami był jeszcze deser!
Deser – czekoladowe ciasto z sosem wiśniowym i lodami waniliowymi – bardzo słodko, czekolada z wiśniami zawsze się dobrze komponuje i do tego lody. Jedyny błąd, to podanie deseru na ciepłym talerzu, co spowodowało, że lody się szybko rozpłynęły.
Ostatnim punktem naszej podróży była wizyta w piekarni państwa Tadeusza i Marioli Zubrzyckich w Kraczewicach Prywatnych.
Cebularz lubelski, to okrągły placek o średnicy 5-25 cm i grubości ok. 1,5 cm z ciasta pszennego, na jego powierzchni znajdziemy warstwę farszu składającego się z cebuli wymieszanej z makiem, charakterystyczny jest również pozostawiany margines o szerokości 0,5-1,5 cm, który jest bardzo chrupiący. Wypiek jest bardzo aromatyczny. Brzmi smakowicie prawda? Chociaż niestety opis nie odda Wam jego smaku. Cebularz w większości przypadków kojarzy się z drożdżówką z cebulą, a tymczasem prawdziwy cebularz lubelski to całkiem inna liga wypieków, zwykłe cebularze nie dorastają im do pięt! Zdecydowanie cebularz lubelski zasługuje na oznaczenie ChOG (nadanie oznaczenia jest już w toku)! W piekarni mieliśmy okazję samodzielnie przygotować cebularze, jak również przyjrzeć się pracy piekarzy. Dzięki uprzejmości właścicieli otrzymaliśmy też tradycyjny wypiek tzw. czarcią łapę, kilka cebularzy, które sami przygotowywaliśmy jak również odrobinę kwasu, do pieczenia chleba.
I tak oto zakończyły się dwa dni pełne wrażeń, poznaliśmy trzy najlepsze lubelskie produkty, spotkaliśmy się ze znajomymi, jak również poznaliśmy nowych, bardzo inspirujących ludzi. Jeszcze raz bardzo dziękujemy organizatorom za zaproszenie, ten weekend długo zostanie w naszej pamięci.
Dziękujemy za uwagę i pozdrawiamy!
Dziękujemy za uwagę i pozdrawiamy!