Pora coś zjeść na mieście - Moo Moo Steak & Burger Club, Kraków

Witajcie!

Niedawno miałam okazję uczestniczyć w wykładzie i degustacji w Moo Moo Steak & Burger Club.








Jak sama nazwa wskazuje w lokalu podawana jest wołowina w różnych postaciach, od carpaccio, przez steki, czy burgery, każdy znajdzie coś dla siebie.




Z racji tego, że mięso uwielbiam, to z miłą chęcią wybrałam się na spotkanie.


Moo Moo znajdziemy w Krakowie na skrzyżowaniu ulic Św. Krzyża i Św. Tomasza (Ul. Św. Krzyża 15), lokal charakteryzuje prosty wystrój z elementami dekoracyjnymi nawiązującymi do krów, co zobaczycie na zdjęciach.






Spotkanie rozpoczęliśmy od kieliszka wina musującego i zamieniliśmy się w słuch, ponieważ szef kuchni bardzo ciekawie i rzeczowo opowiadał o wołowinie, w końcu wołowina to jego pasja.




Dowiedzieliśmy się, że mięso, które jest dostępne w lokalu to mięso krów rasy Limousine (nazwa nawiązuje do ich znacznej długości) oraz, że jest sezonowane - czyli leżakuje w określonej temperaturze, aby uzyskać kruchość.




Kolejną częścią wykładu było przedstawienie z jakiego mięsa składa się krowa oraz przejście do 3 najważniejszych części czyli polędwicy, rostbefu i antrykotu, które mieliśmy szansę zobaczyć jak również później spróbować.




Następnie rozmawialiśmy o stopniu wysmażeniu steka i jak sprawdzić za pomocą dłoni jaki stopień uzyskaliśmy. Sposób ten już znałam, jeśli Wy nie znacie to proszę - na jednej z dłoni złączcie kciuk z palcem wskazującym, tylko opuszkami palców i dotknijcie drugą dłonią mięsień pod kciukiem - to jest najmniejszy stopień wysmażenia, zmieniajcie palce, ciągle złączając je z kciukiem i zobaczcie jak zmienia się twardość mięśnia :-). Ostatni, będzie najbardziej wysmażony.






Na koniec usłyszeliśmy krótko o walorach zdrowotnych mięsa wołowego, z humorem - jeśli będziemy jeść wołowinę będziemy jak Hardkorowy Koksu (Robert Burneika) :-).


Następnie oczywiście przyszła pora na degustację.


Pierwszym daniem było carpaccio z rukolą, parmezanem i odrobiną octu balsamicznego. Pierwszy raz jadłam surowe mięso i powiem Wam - nie ma się czego bać. Carpaccio zostało przygotowane bardzo dobrze, rozpływało się w ustach. Polecam spróbowanie go w różnych wariantach przyprawowych - sól, oliwa, ocet balsamiczny, a nawet cukier, za każdym razem czujemy całkiem inny smak.




Kolejną potrawą był stek z polędwicy wołowej, podany ze spaghetti warzywnym, konfiturą z czerwonej cebuli i sosem porto. Wybrałam stopień wysmażenia medium i taki właśnie stek dostałam, co jest wielkim plusem. Mięso na brzegach było rozpływające się w ustach, jednak w środku nieco twardawe, być może było to tylko spowodowane tym, że ten kawał mięsa był dość duży i gruby, co widzicie na poniższym zdjęciu. Warto wspomnieć o dodatkach - spaghetti warzywne to mistrzostwo i na pewno je kiedyś przygotuję, podobnie konfiturę z czerwonej cebuli.




Następnie mieliśmy do wyboru antrykot lub rostbef, ale traf chciał, że udało się mi spróbować obu.


Rostbef jest zdecydowanie mięsem rozpływającym się w ustach, a z dodatkiem sosu serowego, mmm... zdecydowanie danie godne polecenia!




Antrykot z kolei jest całkiem inny, ale również smaczny.




Trudno mi opisać smak mięsa, to trzeba spróbować :-). Mięsa różnią się od siebie chociażby ilością tłuszczu, a co za tym idzie mają całkiem inny smak.


Do każdego dania podano nam lampkę wina dobranego do poszczególnych potraw.


Podsumowując - jedzenie jest bardzo smaczne, ceny nie są wygórowane, ponieważ jakość mięsa jest bardzo dobra. Lokal ma przyjemny, nieprzesadzony wystrój, miłą i sympatyczną obsługę.


Niestety z powodu bycia nieco na uboczu od Rynku czy Floriańskiej być może jest nieco niedoceniony, jednak warto lekko zboczyć z głównych ulic i tam zajrzeć.


Ja na pewno wybiorę się jeszcze na burgery.




Pozdrawiam!